poniedziałek, 17 października 2011

Relacja z XX Tarnowskiego Biegu Leliwitów 2011


16.10.2011r Niedziela w Tarnowie. Wstałem późno około 8. Zimno... ale słonecznie :-) Dzień zapowiada się ładnie. Start ma byś o 13:30 w centrum Tarnowa na ul. Wałowej. Bieg na 10 kilometrów po uliczkach starego miasta. 4 pętle po 2500 metrów. Ostatnio niestety mniej trenuję, w tym tygodniu po jednym treningu bieg-rower-pływanie i bez rewelacji , tak na OWB1. Jedynie w pływaniu „koziołki” (nawroty) wychodzą coraz lepiej i dystans coraz dłuższy 2900 metrów 1:10:36 Ale... wróćmy do tematu, miała być łamana 50-tka i taki był plan... Pojechałem na start około 10-tej by wykupić startowe za 20 zł i zapytać czy wszystko jest według planu, by jak przyjadę przed startem to się nie dowiem np., że już po zawodach :D Potem do domu i omówienie hmmm strategii :P Oczywiście nie obeszło się bez małego stresika.

I tak na starcie, zwarty, gotowy stanąłem około 13:15. Na starcie było około 500 osób ale, część około 100 to dystans 2500 m (jedno okrążenie), reszta normalnie 4 pętle. Pogoda jak marzenie: słonecznie, ciepło jak na tę porę roku i bez wiatru. Ruszyłem z małym opóźnieniem jakieś 5-6 sekundowym bo byłem w środku stawki i zanim przekroczyłem linię startu... wiadomo. Pierwsze kółko oczywiście ścisk i trzeba było pilnować by się o kogoś nie potknąć. Tempo obrałem na pierwsze dwa okrążenia spokojne, mocniej dopiero potem jak oczywiście będą siły :P Drugie okrążenie biegło się już o wiele lepiej i powiem, że już nawet zacząłem wyprzedzać, choć najlepsi w stawce też już mnie niestety zaczęli dublować :-( Połówka czas 26:59 słabo bywało, że miałem już poniżej 25 minut, ale za to sił sporo i zacząłem przyspiesza i wyprzedzać nawet gości co mieli po 2 metry (tak mi się przynajmniej wydawało) Czwarte okrążenie to już chyba sprint, szedłem jak pocisk, na metę wpadłem z czasem 53:46 netto (53:48 brutto) Niestety 50-tka musi poczekać do przyszłego roku, ale wiem, że można. Zawody uważam za udane i dobrze zorganizowane. Nie omieszkam na koniec podziękować za doping moim kibicom żonce Edycie, córciom Oli i Mai oraz mamie i tacie.

ZAPRASZAM NA FILM - kliknij tutaj

poniedziałek, 12 września 2011

RELACJA Z KORAL MARATON !


Na wstępie napiszę, że pogoda... piękna na spacery…, zabawę, a nawet opalanie, na maraton... już trochę mniej :-( Ale od początku. Do Krynicy przyjechaliśmy w sobotę po południu z rodzinką czyli oczywiście żonka i dwie moje córcie, wyciągnąłem też mojego kumpla Irka z synem Mieszkiem. Żonka całą drogę marudziła – GDZIE TO SŁOŃCE !!! Nie wiedziała co ją jeszcze czeka :-). Oczywiście hotel –zakwaterowanie, za darmo nie ma co narzekać, ale miło się rozczarowaliśmy, pokój z łaziską czysto i przyzwoicie, a co ważne niedaleko centrum. Potem trzeba było się zapisać na maraton i odebrać GRATISY (sporo tego było, chociaż większość to ulotki reklamowe) i oczywiście numer 1084 z chipem. Kolacja i... piwko na mieście przy muzyce Golec Uorkiestra. Chłopaki dawali koncert z okazji Festiwalu. W miarę szybki powrót i spanko... dużo powiedziane.

Pobudka o 6, choć już nie śpię od co najmniej 5, taki stresie :-) Kawka i... Snikers. Mmmm jak smakował ! Na co dzień nie jem takich smakołyków, ale trzeba dostarczyć organizmowi trochę paliwa na tą... harówkę. Start miał być o 9 więc tylko Irek z Mieszkiem poszli ze mną by porobić mi kilka fotek. Dotarliśmy tam około 8 i jeszcze niewiele osób było więc chłopaki poszli na śniadanie, a ja na mocną czarną. Ogólnie muszę przyznać, że przygotowanie na 102, nawet plastry by sobie pozaklejać to i tamto :-) by się nie obtarło i tasiemki z pilnowaniem czasów, po prostu ful wypas. Ja ambitnie czas 4:00, skoro 10 km robię w niecałą godzinę, to 42... :))))))

Do startu sędzia pokazuje 5 minut, wszyscy stoją już gotowi, ja gdzieś w środku, nie pchałem się przed gazele, ale też nie chciałem być całkiem z tyłu. Zawodników 438 (potem się dowiedziałem) . Zauważyłem , że większość zaopatrzona w żele, izotroniki, bidony itp. A ja tylko MP3 dla zabicia czasu :D Zapomniałem dodać, że słonko już od samego rana świeci i GRZEJE, a ja na czarno, po prostu EXTRA !

START ! Wszyscy ruszyli jak... z procy, ja.. pomalutku :-( Ostatni będą pierwszymi – pomyślałem :-) Trasa dobrze oznakowana co kilometr chorągiewki z dystansem, co 2-2,5 km punkt żywieniowy, a w zasadzie WODOPÓJ !!! Słonko grzeje... Tak sobie biegnę 2, 3, 4 km... jakoś rzadko rozstawili te chorągiewki z cyferkami :D , 8,9,10 Jest pierwszy punk kontrolny – czas 58:39. No całkiem, całkiem, idzie na 4 godziny. Cholera tylko czemu to słonko tak grzeje ? Zaraz wodopój trzeba się posilić woda, izo, banan, wszystko jest co trzeba, tylko... jakoś sił mniej, a tu pod górkę ?! Perspektywa kolejnych 30 km, mnie przeraża ! Zwalniam, szybki marsz, łapię oddech, jeszcze chwila i z górki. Plan, co punkt odpoczynek i szybki marsz, ale ten plan po dwóch punktach też nie wypala. Kolejny punkt kontrolny w połowie (21km) – czas 2:25:34. 25 minut straty do zaplanowanego czasu, ale to już nieważne... MAM DOŚĆ !!! Na 25 km jest autobus, jak ktoś się nie wyrobi do 3 godzin do tego miejsca to kończy bieg i wraca autobusem (tak przynajmniej pisali na stronie) Ja miałem czas 2:58:14. No i to by było na tyle, nogi bolą, sił brak i jestem totalnie wykończony. Wsiadam do autobusu, jakaś bajeczka typu – skręciłem kostkę i tyle... Ale... autobusu nie ma ? Widzę gościa który jak ja ma już dość, ale... drepce dalej?! Troszkę trucht..., troszkę marsz...., a to może i ja troszkę potruchtam :-) najwyżej mnie z trasy zdejmą. Jest kolejny punkt kontrolny DOTARŁEM 30km – 3:45:34 Doganiam Pana co już idzie, nie biegnie, okazało się, że ma 64 lata i ma zamiar ukończyć maraton w regulaminowym czasie, czyli 6 godzin, choć ma kontuzję nogi i nie może już biegnąć ! Noooo to Mi trochę dodał skrzydeł :-) RUSZYŁEM !!! Muszę przyznać, że trudno to nazwać już biegiem, ale... posuwałem się do przodu . Wspinaczka pod górę... i... 3 km zbieg do mety. Niestety na końcówce musiałem szukać trasy i pytać strażaków, bo ruch był już włączony i po trasie ulicznej ani śladu. Do mety dotarłem 20 minut przed końcowym czasem, czyli 5:40:58 i... nie byłem ostatni :-) I tak stałem się MARATOŃCZYKIEM !!! Uważam weekend za udany, trasa piękna i dobrze przygotowana. Choć jak teraz piszę to jeszcze czuję bolące nogi, to myślę, że za rok tu będę... :-)

FOTO KLIKNIJ TUTAJ

FILM Jak się dobrze przyjrzysz, to gdzieś tam w tłumie mnie dojrzysz :-) KLIKNIJ TUTAJ

poniedziałek, 5 września 2011

XXII NOCNY BIEG ULICZNY SOLIDARNOŚCI w RZESZOWIE


Sobota, wieczorem umówiłem się z sąsiadem który również biega na rynku w Rzeszowie oczywiście… na bieg na dystansie 6 km . Miały to być cztery pętle po 1500 m po okolicznych uliczkach starego miasta. Oczywiście poszedłem tam z moimi kibicami czyli żonką i córcią Mają. Impreza zaczęła się dużo wcześniej, natomiast my dotarliśmy dopiero około 19:00. Wpisowe 20 zł uregulowałem i dostałem numer 228 z chipem i koszulkę. Potem już tylko oczekiwanie na nasz bieg, miał się rozpocząć o 20:00. Stanąłem na starcie razem z Hubertem i w napięciu oczekiwaliśmy na sygnał...

Ruszyliśmy parę minut po 20:00, to znaczy wszyscy ruszyli... a ja jak na zwolnionym filmie... powoli. Takie odniosłem wrażenie. Biegłem jak… strzała :D , a i tak do drugiego okrążenia wszyscy mnie wyprzedzali, kobiety, mężczyźni i ci starsi i młodsi... baaa na drugim okrążeniu, patrzę... a tu „gazele” mnie dublują ?! Pomyślałem wtedy, stary... co ty tutaj robisz ? Noooo, kasy to ty na bieganiu nie zarobisz :))))) Ale... grunt do dobre samopoczucie, a samopoczucie miałem super ! Pogoda jak marzenie, kibice... też tam gdzieś w tłumie, a i ja w końcu również zacząłem wyprzedzać... dwóch panów w platynowych włosach, mocno przerzedzonych i pod koniec czwartego kółka również... kilka niewiast :D Najważniejsze, że plan zrobiony ! Miałem się zmieścić poniżej 30 min i... czas 00:29:33 !!! Było fajnie... a do maratonu już tylko... 6 dni !

Kliknij na zdjęcie by powiększyć !

czwartek, 25 sierpnia 2011

½ Maraton – ZALICZONY !!!


No, wreszcie przebiegłem na treningu 21 km (trasa oczywiście netto, mierzona rowerem)  !!! Ale… jest !!! Wczoraj wieczorem zdecydowałem, że zrobię tę trasę, oczywiście musiałem się przygotować psychicznie :-) Żonka powiedziała (sarkazm ) , bym wstał nieco wcześniej, bo nie zdążę do pracy (na 10:00) A ja… w to mi graj,  bo są upały i wcześnie rano jest chłodniej…
Więc (nigdy nie zaczynaj zdania od „więc” – tekst mojej Pani Profesor od Polskiego :D) pobudka 5:30 rano i start około szóstej. Oczywiście trasa na „moją”  górkę potem zbieg i trochę płasko i w górę… serca :-) i zbieg do… domu. To tak pokrótce. Pierwsze 5 km (29:11) – luz, nawet się bardzo nie zmachałem… o dziwo ?! Potem z górki na pazurki :-) i trochę płaskiego tereny… Pierwszy kryzys przyszedł po około 1 h, przypomniała mi się wtedy bajeczka o Królu. Za 7 górami… za 7 rzekami… itd. Żył sobie król… i tak mówił – k… jak ja mam wszędzie daleko :-) I tak sobie wtedy myślałem… bo byłem mniej więcej w połowie drogi. Pierwszy postój (1 min - spacer) był po około 13 km (1:17:08) i przede mną wspinaczka pod górkę. Wtedy też był dołek, myślę sobie, tu połóweczka maratonu, a ja płacz i zgrzytanie zębów, zapomnij chłopie o Ironman-ach itp. Ale… DAŁEM RADĘ i kolejne prrrr był na szczycie (1min - spacer) 1:48:50, zostało 3 km z górki do… METY (Czas treningu - 2:03:53) Było nieźle i chyba też całkiem się nie wypstrykałem :D  Myślę…, że gdybym zgubił jeszcze parę kilo to czas poniżej 2h jest do zrobienia bez problemu !!! Cóż maraton to 42 km, nie 21 i zbliża się duuużymi krokami – za 17 dni…
KORAL MARATON - 11.09.11

Mapka trasy (  niestety brak odcinka drogi :-(  )


Wyświetl większą mapę

środa, 24 sierpnia 2011

Marzenia są po to by je spełniać...!

Oglądałem filmiki z Norseman Extreme Triathlon 2011
Po prostu SZOK !!!  
Płynąć 3,8 km w wodzie 11 st. C ?! 
Rower 200 km w terenie MOCNO górzystym (w tym roku wydłużono z 180 km)
i na koniec 42 km bieg... pod górę ?!
Na razie dla mnie KOSMOS, ale jak zaliczę (może :-)) normalnego IRONMANA, to pomyślę... 
Szacun dla Pana Sidora i tych co to już zrobili.

Zapraszam na filmy:

wtorek, 23 sierpnia 2011

Mój pierwszy triathlon !!!



Witam Wszystkich !
Piszę pierwszy raz, ale kiedyś musi być ten pierwszy ;-) zarówno START jak i wpis ;-)
Dystans Olimpijski 1,5 - 40 - 10 ogółem 51,5 km, cóż w triathlonie to jeszcze nie mistrzostwo świata (mam na myśli 1/2 i Ironman ) ale dla mnie to po prostu wyzwanie i pierwsza życiówka choć mam już... a może dopiero 40 lat. To był naprawdę koszmar !!! Podszedłem do startu na luzie - byle ukończyć i nie być ostatnim.
Pogoda na starcie była ok nie za zimno nie za ciepło bez większego wiatru no i przede wszystkim BEZ DESZCZU !
Wystartowaliśmy po 11:00, woda od razu wydała mi się nieco za zimna (podziękowałem Bogu , że tydzień temu kupiłem piankę) i zacząłem pierwsze kółko (750m) , narzuciłem na wstępie duże tępo bo wszyscy jakoś dziwnie szybko się ode mnie oddalili (przede mną oczywiście) i w pewnym momencie złapałem zadyszkę i przeszedłem do klasyka potem stwierdziłem, że i tak niewiele nadgonię i zacząłem płynąć swoim tempem, równo. Drugie kółko poszło lepiej, ale i tak temperatura zrobiła swoje i po wyjściu z wody (37:58) miałem już dość i łapały mnie skurcze uda ! A przede mną 40 km rowerku !!! Powiem szczerze miałem doła !!! Ale po 4:12 przerwy WYSTARTOWAŁEM !!! Od razu zauważyłem , że licznik nie działa. Niestety przed startem nie sprawdziłem i teraz jazda na wyczucie ;-) Po około 2 km podjazd pod górkę - myślałem, że droga chyba prowadzi do samego NIEBA i nigdy się nie skończy ;-) Jak wjechałem to powietrza brakowało, chyba powinny tu gdzieś być aparaty tlenowe... nie !? Chyba organizatorzy zapomnieli tu zostawić ;-( Jadę dalej podjazdów już takich nie było... dłuższy czas, jeszcze jeden pod koniec i wtedy też zaczęło padać , no tak jak by tego było mało ;-) Widzę tablica FRYDMAN zaraz koniec jazdy (1:53h) na zmianie (przerwa 2:51) niespodzianka chłopaki niektórzy hura! - META, a ja jeszcze bieg, dyszka... jak miło ;-( tu już droga dobrze opisana, co kilometr info o dystansie i na szczęście teren równy, tylko leje jak cholera i tak jakoś dotarłem do mety (1:16) Nie przekroczyłem 4h (Życiówka 3:55:23) Wtedy myślałem NIGDY WIĘCEJ !!! Teraz myślę, że jeszcze rok temu wypalałem 20 papierosów DZIENNIE !!! A teraz myślę o maratonie w Krynicy Zdrój (11.09.11) i za rok 1/2 IRONMAN w Suszu... Jak Bozia da ;-)