wtorek, 28 sierpnia 2018

Triathlon Borówno 2018

Miną tydzień od mojego już trzeciego startu na dystansie królewskim IRONMAN 226 km i kolejny raz mówię, że to mój ostatni :-). Czas coś naskrobać, choć szczerze… mocno się nad tym zastanawiałem. Może na wstępie kilka słów o przygotowaniach. Trenowałem ile mogłem średnio około 2 godziny dziennie jakieś 6 dni w tygodniu. Czas na zbyt wiele nie pozwalał. Dwójka dzieci, żona, praca. Normalnie... Do tego trzeba wygospodarować czas na trening. Od paru już lat wstaję o czwartej lub piątej i ruszam czy to na bieganko czy rower czy też pływanie po Rzeszowskim jeziorze. Choć to dużo powiedziane, raczej stawie z niezbyt czystą wodą. Więc na szczęście w sezonie zimowym basen i dość sporo bieżni i rowerka na siłowni. Niestety do takich dystansów 2 godziny to zdecydowanie za mało. Zawody połączyłem z urlopem u Teściów gdzie przyjechaliśmy cztery dni wcześniej. Zrobiłem jeszcze trening na basenie i zakładkę rower-bieg by w sobotę zawarty i gotowy pojechać do Borówna z moim support-em czyli moją żonką. Pogoda zapowiadała się piękna, choć może na bieganie mogłoby być trochę chłodniej. Po zakwaterowaniu się jakieś 5 km od startu pojechaliśmy do Bydgoszczy na stadion Zawiszy ęgdzie była usytuowana meta i T2. Po odebraniu pakietu w którym po za obowiązkowym ekwipunkiem był stylowy worek który mi się spodobał ruszyłem do strefy by zostawić tam buty i takie tam na część biegową. Potem ruszyliśmy głodni do centrum Bydgoszczy na kolację i małe zwiedzano. Nie ukrywam Bydgoska starówka nam się spodobała. Choć rynek był akurat w remoncie to reszta całkiem, całkiem. Przed dwudziestą pojechaliśmy jeszcze trasą rowerową do T1 gdzie zostawiłem rower, kask i piankę. Woda czyściutka i cieplutka. Będzie miło się pływało… pomyślałem. Pomału zacząłem się przygotowywać psychicznie na czekającą mnie jutro harówkę… Wstałem skoro świt o 5 rano dla mnie to nic nowego ale dla mojej żonki… to już co innego. Kawka oczywiście musiała być, do tego zwykła kanapka. Na biegu tylko żele i batony choćby najpyszniejsze to w końcu bokiem wychodzą. Start dla dystansu długiego o 7:00. Na miejscu byliśmy już niecałą godzinę przed. Ostatnie dobicie kół w rowerze i mały przegląd. Do strefy… pianka… okularki… Wszystko tak już jakoś odruchowo, bez namysłu, a jednak koncentracja też była. Hymn na plaży w ciszy a potem już tylko... START !
Jako, że już nie pierwszy raz biorę udział w zawodach to trudno jest mnie w czymś zaskoczyć. Na takim dystansie nic nie robi się szybko. Sprinterzy poszli… ja gdzieś pod koniec tak by jak najmniej dostawać po głowie. Cztery kółka po 950m Szło sprawnie, każde okrążenie w tempie 23-27 minut. Z pływaniem jest najłatwiej taki dystans często robię na treningach. Czas poniżej 1:30 to norma, tutaj wychodzę z czasem 1:31 nieco słabiej ale pracuję z rezerwą na rower i bieg. Strefa T1 dość długa jakieś 7 minut z pauzą na siku :-)
Rower… to jest to co można najwięcej zyskać lub stracić niestety. 4,5 okrążenia po około 40 km czyli… 180km ! Taki tam dystansik… ;-) Pierwsze kółko całkiem nieźle w tempie jakieś 29km/h, niestety potem było już tylko gorzej, ostatnie w tempie ledwo 22km/h co dało łączny czas przejazdu 6:59 Cóż wiedziałem już na trasie, że życiówki nie będzie 5:50. Trasa ogólnie fajna i w miarę równa i prosta. Po za ostrym podjazdem i zwężeniu drogi na odcinku remontowanym. Wiało nico mocniej od Bydgoszczy, co też nie ułatwiało roboty. Ale cóż narzekać, wszyscy mieli tak samo… podobno. Na ostatnim kółku walczyłem tylko by nie dostać skurczu, a tyłek obity tak, że każda wydma czy dziurka w jezdni sprawiały ból. Nieważne, dojechałem… w strefie T2 szybciutko 7 minut ;-P i trasa biegowa. 6 okrążeń po 7 kilometrów czyli… maratonik !
Bieganie u mnie to już w zasadzie człapanie w tempie 7-8,5 min/km. Nie ukrywam, że człapanie mam opanowanie ;-) Pogoda piękna, trasa super, dużo cienia. W pięknym parku niestety mnóstwo spacerowiczów, trzeba uważać na rowerzystów, rolkarzy itp. Istny slalom no może w moim przypadku to tak bardzo nie przeszkadzało ale Ci co gonili czasy… ? Biegnę ludzie mnie wyprzedzają, pytam ile jeszcze kółek i za każdym razem słyszę że jedno, dwa mniej niż ja. Jest tak źle ? A może jestem ostatni ? Wiem, że limit czasu jest skrócony do 15 godzin i mija o równo 22:00 W końcu spotykam Pawła który ma podobny czas i tyle samo do końca. Zastanawiamy się czy damy radę zmieścić się w limicie. Choć wiemy, że nie jesteśmy ostatni i trasę nie zamkną z końcem limitu to jednak fajnie by było skończyć przed 10. Ostatnie kółko zaczynamy około 21:00 Tempo 7 min/km Na ostatnie 3 kilometry dogania nas jeszcze Karol który też walczy z limitem czasowym. Żonka śledzi nas na GPS, zdąży, nie zdąży… ? Na metę wpadamy równo we trzech, piękny doping od kibiców. Czas 14:58:46 !!! Jest udało się i znów dałem radę, choć było ciężko jak nigdy.
Może jeszcze kilka słów o organizacji. Jak to we wszystkim „kij ma dwa końce”. Na plus można zaliczyć organizację, wszystko super opisane i wiadomo co i gdzie. Bardzo fajnie ze śledzeniem na GPSsie trasy i zawodników. Z małym zacięciem systemu na biegu, żonka wszystko widziała jak by cały czas biegła ze mną :-) Co do minusów to też parę się znajdzie. Skromnie co do posiłku regeneracyjnego. Gulasz z rużem mnie nie powalił. A na pick-stopie brakoło pomarańczy, czekolady czy arbuza. Wody na szczęście było dużo ale… ciepłej. Dobrze, że żonka ze stacji donosiła mi na biegu dużo zimnej coli. Nie wiecie jaką to sprawia przyjemność po 200 km gdy masz jeszcze jakieś 26 biegu. No i jeszcze pisałem o fajnym worku który dostałem w pakiecie. Tak, zapakowałem na bieganie wodę i takie tam i rozleciał się w szwach zanim z nim pobiegłem ! Szkoda gadać ! Na koniec pocieszyła mnie koleżanka, która ładnie opisała mój start. Jedni robią wszystko szybko i… po łebkach, inni bardzo dokładnie :-) I tego się trzymajmy…

wtorek, 19 czerwca 2018

I Triathlon Rzeszów

Pierwszy triathlon w Rzeszowie już za nami. Parę słów od siebie na temat zawodów oraz organizacji imprezy. Może na początek przygotowania. Sezon zacząłem od 1/2 maratonu w Rzeszowie. Poszło… może nie będę się rozpisywał. Poszło i tyle. Cóż cała zima przebiegana na siłowni, rower to samo. Nic dziwnego, że brak solidnego wybiegania czy jazdy na rowerze. Po starcie w kwietniu stwierdziłem, że trzeba ruszyć w plener. I tak też zrobiłem na początek bieganie a jak się zrobiło troszkę cieplej to i rowerek zaczął sprawiać przyjemność o poranku. Niestety najgorzej idzie z „redukcją” Walczę jak lew z kilogramami, ale wszystko idzie jak krew z nosa. W drugą stronę jakoś jest prościej i szybciej :-) Hmmm szkoda gadać. Do startu drgnęło jakieś 2 kg a powinno być… 6. Miejmy nadzieję, że do startu w lipcu w Radłowie to się uda , a przynajmniej nieco się zbliżę :-) Wracając do startu. Impreza zaplanowana była na niedzielę o godzinie 11. Pogoda też miała być fajna słoneczko za chmurką i jakieś 24-26 stopni . Wstałem około 7, lekkie śniadanko o 8 . Płatki na mleku jak w szkole :-) słodzone miodem. Na co dzień tego nie jem ale… na około 56 km też potrzeba trochę paliwa. Potem kompletowanie tobołków na T1 i T2 . I planowanie logistyczne. Bo T1 i T2 były oddalone od siebie o jakieś 3 km. O godzinie 10:30 pojechałem zawieść tobołek z butami do biegania na T2 gdzie również usytuowana była meta. Po załadowaniu pakunku do koszyka i krótkim instruktażu od sędziego gdzie wjeżdżamy rowerem i gdzie wybiegamy ruszyłem na strefę startu i również T1. Wszystko organizacyjnie dograne fotka z rowerem na wejściu do strefy, wieszaki koszyki itp. Po przygotowaniu wszystkiego do zmiany wziąłem piankę i ruszyłem w kierunku startu… Było już dość ciepło, więc piankę zacząłem ubierać dopiero jakieś 15 minut przed startem. Gdy ustawiliśmy się na starcie sędzia zaczął dawać ostatnie wskazówki co do startu i regulaminu. Niestety głośna muza i rozmowy wszystkich dość ograniczały słyszalność tego co sędzia mówił. Ale coś tam załapałem, zwłaszcza gdzie robimy po pierwszym kółku nawrotkę :-) Zwarci i gotowi czekamy na start. 11 wybiła a tu nic… ? Wystartowaliśmy z małym opóźnieniem jakieś 10 minut. Wypuszczali nas czwórkami co około 4 sekundy. To akurat dobrze bo nasze rzeszowskie jezioro, cóż… dużo powiedziane :-) mogło wszystkich nie pomieścić naraz. Ruszyłem ostro, aż z tego mi okularki spadły i musiałem je poprawić. Pierwsza boja ok., ale zamiast na drugą zacząłem płynąć na trzecią. Zanim się zorientowałem nieco mnie zniosło. Korekta i już wszystko szło dobrze. Pierwsze kółko robię w jakieś 12 minut. Sporo jak na taki dystans. Na drugim staram się nieco nabrać równego tempa. Z wody wychodzę 27:09 minuty. Bywało lepiej :-( Do tego gdy biegłem do strefy gdzieś zgubiłem okularki nie chcąc tracić czasu machnąłem ręką.
Strefa T1 poszła… jakoś 4:08 Gdy ruszałem na rower przez pomyłkę zatrzymałem czas w moim kompie. Gdy się zorientowałem było już dobrych parę kilometrów za nami, no i po pomiarze czasu :-( Trasę rowerową w miarę znałem, bo dzień wcześniej ją przejechałem. Całość prawie płaska jedynie jakieś 3 kilometry przy końcu pętli podjazd na Przylasek, ale za to potem z górki :-) Cóż nie będę się rozpisywał jak to strasznie dobrze mi poszło, bo… nie poszło. Trasa rowerowa to dwie pętle, łącznie 45 km - czas 1:32:07
Gdy dojeżdżałem do strefy zauważyłem moje dziewczyny : żonkę i dwie córy. Moi wierni kibice :-) Strefa T2 2:42 zaliczona. Łyk Izo, batonik i w drogę. Zostało ostatnie 10,5 km biegu. Jestem ostro spóźniony z czasem więc ruszam ostro tempo jakieś 5.0 Niestety po jakiś 3km zaczynam łapać kolkę i zwalniam.
Pogoda piękna kibice dopisują, tylko… jakoś siły brak. Biegnę spokojnie… byle do mety. Kończę pierwszą pętle, jeszcze tylko jedno kółko i koniec. Gdzieś tam na biegu mijam się z Romkiem i Rafałem. Chłopaki parę minut przede mną wpadają na metę. Ja zaliczam metę z czasem 3:09:50 (bieg 1:03:43) Czas daleki od wymarzonego, ale mam nadzieję, że jeszcze tutaj spróbuję. A za miesiąc Triathlon w Radłowie ten sam dystans, oby nieco lepiej poszedł. Co do imprezy to dla mnie super. Wszystko dograne. Na punktach napoje, banany co ważne do samego końca nie brakło. Asekuracja pełny wypas policja, straż, pogotowie czy WOPR. Można powiedzieć, że wszystko dopięte na ostatni guzik. Jak tak dalej będzie na pewno to powtórzę.
A to Ja z Rafałem na podium ;-)