poniedziałek, 12 września 2011

RELACJA Z KORAL MARATON !


Na wstępie napiszę, że pogoda... piękna na spacery…, zabawę, a nawet opalanie, na maraton... już trochę mniej :-( Ale od początku. Do Krynicy przyjechaliśmy w sobotę po południu z rodzinką czyli oczywiście żonka i dwie moje córcie, wyciągnąłem też mojego kumpla Irka z synem Mieszkiem. Żonka całą drogę marudziła – GDZIE TO SŁOŃCE !!! Nie wiedziała co ją jeszcze czeka :-). Oczywiście hotel –zakwaterowanie, za darmo nie ma co narzekać, ale miło się rozczarowaliśmy, pokój z łaziską czysto i przyzwoicie, a co ważne niedaleko centrum. Potem trzeba było się zapisać na maraton i odebrać GRATISY (sporo tego było, chociaż większość to ulotki reklamowe) i oczywiście numer 1084 z chipem. Kolacja i... piwko na mieście przy muzyce Golec Uorkiestra. Chłopaki dawali koncert z okazji Festiwalu. W miarę szybki powrót i spanko... dużo powiedziane.

Pobudka o 6, choć już nie śpię od co najmniej 5, taki stresie :-) Kawka i... Snikers. Mmmm jak smakował ! Na co dzień nie jem takich smakołyków, ale trzeba dostarczyć organizmowi trochę paliwa na tą... harówkę. Start miał być o 9 więc tylko Irek z Mieszkiem poszli ze mną by porobić mi kilka fotek. Dotarliśmy tam około 8 i jeszcze niewiele osób było więc chłopaki poszli na śniadanie, a ja na mocną czarną. Ogólnie muszę przyznać, że przygotowanie na 102, nawet plastry by sobie pozaklejać to i tamto :-) by się nie obtarło i tasiemki z pilnowaniem czasów, po prostu ful wypas. Ja ambitnie czas 4:00, skoro 10 km robię w niecałą godzinę, to 42... :))))))

Do startu sędzia pokazuje 5 minut, wszyscy stoją już gotowi, ja gdzieś w środku, nie pchałem się przed gazele, ale też nie chciałem być całkiem z tyłu. Zawodników 438 (potem się dowiedziałem) . Zauważyłem , że większość zaopatrzona w żele, izotroniki, bidony itp. A ja tylko MP3 dla zabicia czasu :D Zapomniałem dodać, że słonko już od samego rana świeci i GRZEJE, a ja na czarno, po prostu EXTRA !

START ! Wszyscy ruszyli jak... z procy, ja.. pomalutku :-( Ostatni będą pierwszymi – pomyślałem :-) Trasa dobrze oznakowana co kilometr chorągiewki z dystansem, co 2-2,5 km punkt żywieniowy, a w zasadzie WODOPÓJ !!! Słonko grzeje... Tak sobie biegnę 2, 3, 4 km... jakoś rzadko rozstawili te chorągiewki z cyferkami :D , 8,9,10 Jest pierwszy punk kontrolny – czas 58:39. No całkiem, całkiem, idzie na 4 godziny. Cholera tylko czemu to słonko tak grzeje ? Zaraz wodopój trzeba się posilić woda, izo, banan, wszystko jest co trzeba, tylko... jakoś sił mniej, a tu pod górkę ?! Perspektywa kolejnych 30 km, mnie przeraża ! Zwalniam, szybki marsz, łapię oddech, jeszcze chwila i z górki. Plan, co punkt odpoczynek i szybki marsz, ale ten plan po dwóch punktach też nie wypala. Kolejny punkt kontrolny w połowie (21km) – czas 2:25:34. 25 minut straty do zaplanowanego czasu, ale to już nieważne... MAM DOŚĆ !!! Na 25 km jest autobus, jak ktoś się nie wyrobi do 3 godzin do tego miejsca to kończy bieg i wraca autobusem (tak przynajmniej pisali na stronie) Ja miałem czas 2:58:14. No i to by było na tyle, nogi bolą, sił brak i jestem totalnie wykończony. Wsiadam do autobusu, jakaś bajeczka typu – skręciłem kostkę i tyle... Ale... autobusu nie ma ? Widzę gościa który jak ja ma już dość, ale... drepce dalej?! Troszkę trucht..., troszkę marsz...., a to może i ja troszkę potruchtam :-) najwyżej mnie z trasy zdejmą. Jest kolejny punkt kontrolny DOTARŁEM 30km – 3:45:34 Doganiam Pana co już idzie, nie biegnie, okazało się, że ma 64 lata i ma zamiar ukończyć maraton w regulaminowym czasie, czyli 6 godzin, choć ma kontuzję nogi i nie może już biegnąć ! Noooo to Mi trochę dodał skrzydeł :-) RUSZYŁEM !!! Muszę przyznać, że trudno to nazwać już biegiem, ale... posuwałem się do przodu . Wspinaczka pod górę... i... 3 km zbieg do mety. Niestety na końcówce musiałem szukać trasy i pytać strażaków, bo ruch był już włączony i po trasie ulicznej ani śladu. Do mety dotarłem 20 minut przed końcowym czasem, czyli 5:40:58 i... nie byłem ostatni :-) I tak stałem się MARATOŃCZYKIEM !!! Uważam weekend za udany, trasa piękna i dobrze przygotowana. Choć jak teraz piszę to jeszcze czuję bolące nogi, to myślę, że za rok tu będę... :-)

FOTO KLIKNIJ TUTAJ

FILM Jak się dobrze przyjrzysz, to gdzieś tam w tłumie mnie dojrzysz :-) KLIKNIJ TUTAJ

poniedziałek, 5 września 2011

XXII NOCNY BIEG ULICZNY SOLIDARNOŚCI w RZESZOWIE


Sobota, wieczorem umówiłem się z sąsiadem który również biega na rynku w Rzeszowie oczywiście… na bieg na dystansie 6 km . Miały to być cztery pętle po 1500 m po okolicznych uliczkach starego miasta. Oczywiście poszedłem tam z moimi kibicami czyli żonką i córcią Mają. Impreza zaczęła się dużo wcześniej, natomiast my dotarliśmy dopiero około 19:00. Wpisowe 20 zł uregulowałem i dostałem numer 228 z chipem i koszulkę. Potem już tylko oczekiwanie na nasz bieg, miał się rozpocząć o 20:00. Stanąłem na starcie razem z Hubertem i w napięciu oczekiwaliśmy na sygnał...

Ruszyliśmy parę minut po 20:00, to znaczy wszyscy ruszyli... a ja jak na zwolnionym filmie... powoli. Takie odniosłem wrażenie. Biegłem jak… strzała :D , a i tak do drugiego okrążenia wszyscy mnie wyprzedzali, kobiety, mężczyźni i ci starsi i młodsi... baaa na drugim okrążeniu, patrzę... a tu „gazele” mnie dublują ?! Pomyślałem wtedy, stary... co ty tutaj robisz ? Noooo, kasy to ty na bieganiu nie zarobisz :))))) Ale... grunt do dobre samopoczucie, a samopoczucie miałem super ! Pogoda jak marzenie, kibice... też tam gdzieś w tłumie, a i ja w końcu również zacząłem wyprzedzać... dwóch panów w platynowych włosach, mocno przerzedzonych i pod koniec czwartego kółka również... kilka niewiast :D Najważniejsze, że plan zrobiony ! Miałem się zmieścić poniżej 30 min i... czas 00:29:33 !!! Było fajnie... a do maratonu już tylko... 6 dni !

Kliknij na zdjęcie by powiększyć !