wtorek, 9 października 2012

Tylko 4 minuty…

Cóż, niedzielny start w Półmaratonie Rzeszowskim był określany przez uczestników co do pogody wszelkiego rodzaju epitetami nie koniecznie cenzuralnymi. Jak w sobotę cały dzień świeciło słońce i było cieplutko jak w lipcu, tak Niedziela już w nocy powitała nas chłodno i deszczowo. Cały czas zastanawiałem się czy podczas biegu choć troszkę odpuści i nie będzie padać. W sobotę po 16 już byłem odebrać zabawki na start, więc bez stresu pojechałem z moim sąsiadem Hubertem na start tak by być przed jedenastą. Niestety pogoda nie odpuściła ani przed, ani po starcie. Myślałem by biec w kurtce, jednak w efekcie zostawiłem ją w samochodzie. Ruszyliśmy punktualnie o 11. Zawodników było do połówki około 300 . Biegliśmy równo po około 15 minutach się rozgrzałem i cieszyłem się, że nie wziąłem kurtki. Mieliśmy do zrobienia dwie pętle po około 10,5 km Myślałem o zrobieniu czasu poniżej 2 godzin więc po pierwszym kółku powinno być poniżej godziny. Czas na półmetku miałem 00:59:49 nie wróżył nic dobrego, bo druga pętla z reguły jest słabsza. Łyczek żelu z kofeiną, izo i w drogę dalej. Deszcz co prawda nie padał ostro tylko lekko mżył. Hubert choć pierwszy raz startował na tym dystansie to szedł równo. Ostatnie 5-6 kilometrów zaczęliśmy przyspieszać i końcówka była naprawdę ostro, jednak na mecie zawitaliśmy z czasem 2:03:58. Może nie udało się złamać 2 godzin, ale biegło się naprawdę fajnie, i nawet pogoda tak nie doskwierała jak by się mogło wydawać. Zawsze mogło bardziej lać i wiać :D A wynik... za rok myślę że będzie lepszy... Na zdjęciu Ja, Hubert i moja córcia Ola.