czwartek, 21 lipca 2016

II Triathlon Radłów - 17.07.2016

Cóż… jak zwykle pasuje napisać parę słów co i jak w Radłowie. Już od paru dni zapowiadali załamanie pogody, więc zaskoczenia za bardzo nie było, gdy wstałem około 7 a za oknem… leje. Zawody miały się zacząć w samo południe. Sporo czasu. Jak już wspomniałem pobudka o siódmej, poranna toaleta, na śniadanko żurek, kiełbaska i jajeczko. Pomyślałem, że dwie godziny wcześniej jak tam będę to wystarczy. Spakowałem się szybko i w drogę. Zaznaczyć muszę, że moje dziewczyny wszystkie na mazurach u drugich dziadków a dokładnie Olka, bo Maja z Żonką już w drodze w Pendolino do Tarnowa :-) Pierwszy raz muszę się jakoś zabrać sam. Na miejscu oczywiście… pada. Pakiet zabrałem dzień wcześniej więc mogłem kierować się centralnie do strefy zmian. W ciuchach w miarę jeszcze suchych ciepło, ale teraz trzeba się rozebrać i wbić w piankę, a do tego przejść na drugą stronę jeziora jakieś 1000 metrów na bosaka, bo przecież nikt mi kapci nie weźmie jak będę płyną ! Na linię startu dotarłem jakieś 15 minut przed startem.
W wodzie rozgrzewka, cóż... w wodzie cieplej jak na powietrzu ! Wszyscy gotowi, większość w piankach, ale są też morsy bez pianek :-) Stoper ustawiony… trzy, dwa, jeden… START ! Ruszyli… Ja gdzieś z początku, a to błąd, bo teraz wszyscy walą mnie po głowie. Pierwsze pięć minut, potem się rozluźni. Płyniemy na pomarańczowy ponton, potem w lewo na dwa duże balony na brzegu. Dystans jakieś 950 m. W końcu to ¼ IM :-) Z wody czas stop 16:35 rok temu ponad 18 minut ! T1 - myślę kurtka… czy bez ? Wybieram kurtka a w zasadzie cieniutka wiatrówka. Wciskam się ale jest mokra i idzie ciężko, a czas leci… decyduję się na jazdę bez skarpet. Wybiegam ze strefy… (T1 - 2:52)
ups naciskam sobie stoper STOP zamiast LAP no i po pomiarze :-( (pomiary cząstkowe podaję ze strony organizatora) Wsiadam na rower i ruszam. Zaznaczyć muszę, że… leje. Tempo 36-38 kręcę i myślę, że to pierwsze kółko, tak by się nie wypalić do końca. Kręcę równo, tempo momentami 40-42 wyprzedzam kilka osób, ale i mnie wyprzedzają :-) Jazda jest ok., wiem, że rower mam dobry, ale czy dam radę na biegu…? Wszystko by było inaczej gdybym miał pomiar, a tak wszystko na wyczucie. 45 km kończę oczywiście przemoczony(1:16:38) , próbuję wyciągnąć nogę z buta na rowerze a tu skurcz. Jak mnie łypnie, myślę sobie KONIEC ! Wypinam buty powoli z rowerka tak by nie wyrżnąć orła. Schodzę i wolniutko do strefy. Ściągam kask i zmieniam buty. Ruszam do biegu(T2 - 1:55). Noga na szczęście odpuściła i bieg zaczynam w dobrym tempie. Czuję, że jest moc. Biegnę w tempie 5:30 tak wynika z pomiaru tempa. Równo… wyprzedzają mnie ale nie takie tłumy jak rok temu. W zeszłym roku straciłem 70 pozycji na bieganiu !!! Po drodze wyciskam jeden żelik i speeda z kofeiną.
Reszta… to tylko co mam w nogach. Trasa 10,5 km to dwie pętle w połowie asfalt, a w połowie… BŁOTO ! Myślę sobie momentami, że to jakiś rzeźnik nie triathlon :-) Na metę wpadam z czasem 2:33:36 (bieg – 55:36) to i tak lepiej o około 10 minut niż rok temu ! Kolega Piotrek z którym się założyłem o piwo o jakieś 9 minut lepiej… niestety :-( Gratulacje, bo to niezły wynik… jak dla mnie. Cóż… ale za rok na pewno będzie rewanżyk :-) Na koniec napiszę tylko, że jak się skończyły zawody PRZESTAŁO PADAĆ ! Gdy się przebierałem to w zasadzie nie miałem w co bo wszystko było mokre. Dobrze, że do domu niedaleko. Ale w końcu i takie zawody też trzeba zaliczyć… byle nie za często :-)