środa, 21 sierpnia 2013

½ IronMan w Gdyni 2013-08-11

Do Gdyni wyjechaliśmy w sobotę ja i moja ekipa czyli Żonka, dzieci i szwagierka Ania gdzieś koło godziny 10:00. Pogodę zapowiadali spoko, to znaczy bez deszczu i z przebłyskami słoneczka. GPS doprowadził nas na miejsce noclegu koło 13:00, Szybkie wypakowanie i jazda po pakiet startowy i tu mała dygresja. Ekspo i cała obsługa oddalona jest od startu jakieś 3 kilometry. W sumie nie ma problemu, ale... trzeba sobie robić wycieczki po Gdyni :-( Po odebraniu pakietów i przeglądzie ekspo powrót na kwaterę i już z całą ekipą ruszyliśmy na start by odstawić rower i zerknąć wreszcie na morze. Dotarliśmy do strefy zmian przed 15:00, jeszcze nie można było odstawiać rowerów, więc zdecydowaliśmy coś zjeść. I tak dla podtrzymania tradycji oczywiście rybka :-) Po odstawieniu "strzały" poszliśmy jeszcze do Akwarium Gdyńskiego (niestety, moim zdaniem cena zdecydowanie przesadzona co do treści, ale nie będę się nad tym rozwodził) i powrót do domu a tam przy przepakowywaniu paskudny zonk ! Zapomniałem okularków do pływania ! Szybko na ekspo, zakup nowych. Na szczęście w porę się zorientowałem, bo byłoby cieniutko. Wieczorem na Plażę a tam kilku Ludzi z Żelaza się rozgrzewało do jutrzejszego potu. Pogoda... piękna, oby tak było jutro. Wstałem o 6:00 dla mnie to norma na szczęście, ale dziewczyny jeszcze spały, więc po cichu zabrałem moje zabawki i wyszedłem. Słoneczko już wychodziło za horyzontu, a mewy ostro dawały, czuć było klimat nadmorski. Do strefy dotarłem przed 7:00 i z kilkoma kolegami poczekaliśmy do otwarcia. Gdy wszedłem ciśnienie skoczyło, a adrenalina zaczęła już buzować. Pompowanie ostatnie koła, zalanie bidonów Izo, przygotowanie ekwipunku T1 i T2, rozgrzewka. Przed 8:00 nakazano nam się ewakuować ze strefy na start. Tam dojrzałem prowadzącego Łukasza Grassa i kilka gwiazd jak Szyc, Karolak, Topa, czy Maciej Sztur. Fotoreporterzy szaleli, nawet dwóch prawie się pobiło :-) Ja też dostałem fotę :D Do startu ostatnie minuty to rozgrzewka w wodzie, nieźle... woda ciepła, zasolona, będzie ok.
10, 9, 8… Liczą wszyscy, blisko 1200 ludzi, choć miało być więcej, 3, 2, 1… START !
Wiedziałem, że w takim tłumie można nieźle oberwać. Woda zawrzała, ledwo można było dostrzec azymut, czyli bojkę, na szczęście był tam też ratownik na skuterze, który był lepiej widoczny. Po odbiciu za bojką w prawo w oddali piękny żaglowiec dawał kierunek. Obstawę miałem prawie do końca z prawej, lewej, z przodu, i oczywiście z tyłu :D. Czas z wody 40:36 lepszy niż w Suszu rok temu, potem długi podbieg do strefy jakieś 300 m i z 200 m w strefie do roweru, a i tak w T1 czas 7:34.
Wiatr z południa niestety dość silny dawał sine znaki do połowy pętli, ale za to w drugą stronę cieło się nieźle ! I tak 3 x po 30 km. Trasa dość szybka, choć w niektórych miejscach naddawała się do gruntownego remontu. Z resztą było widać po zawodnikach na poboczu pompujących koła itp. A było ich sporo ! Na szczęście dotarłem do strefy bez przygód po 3:07:38. Odstawiam rower i… bieg.
Od południa widać ciemne chmury, może pokropić. Ruszyłem, ale jakoś słabo. Na rowerze cisnąłem dość mocno pod wiatr i teraz są tego skutki. Perspektywa 21 km nie napawa optymizmem. Ale przepłynąłem, przejechałem, to i przebiegnę :-) Cztery pętle nieco ponad 5 kilometrów. Po pierwszym, nieco się ochłodziło i zaczęło dmuchać. Po drugim jeszcze gorzej i do tego wszyscy mnie wyprzedzają, co prawda biegnę ale to raczej trucht. Na trzecim zaczęło padać, ale na szczęście tylko chwilkę, a potem wyszło słońce, jaka ulga dla ciała ! Biegnę z młodym chłopakiem i pytam jak się czuje, a on – a wyrzygałem się dwa razy, ale jest dobrze :D Cóż co prawda nie miałem takich sensacji, ale nóg to już nie czułem. Wtedy to się dopiero wie co to znaczy „Ludzie z Żelaza” Choć gdy zaczynałem bieg myślałem, że metę przekroczę z czasem mocno p 7h, to w efekcie ukończyłem z czasem 6:32:41, słabiej niż w Suszu rok temu o jakieś 6 minut. Nie zawsze robi się życiówki, ale za to pogoda na resztę pobytu była słoneczna i piękna i start uważam za udany. Podziękowania obsłudze za to, że na stołach zawsze było pełno wszystkiego, no i moim kibicom, że były tam ze mną. Do siego roku...